Elity wolą szamana

2015/02/08

Categories: medycyna Tags: szamanizm fitoterapia medycyna chińska manipulacja bakterie

Table of Contents

Elita woli szamana

W styczniowym numerze Wysokich obcasów 1(32) 2015 natrafiłem na tekst pani Mai Gawrońskiej pod takim właśnie tytułem. Zainteresowało mnie, że ktoś dostrzegł, że do przysłowiowego szamana trafia nie tylko biedota, ludzie z marginesu intelektualnego, ale elita. Jednak nie jest to artykuł, który opisuje pewną rzeczywistość, to forma komentarza autorki, która wie jak powinno być, wie co dobre, naukowe i w umieszczonym na początku skrócie umieściła - cytuję dosłownie.

Ziółka z China Town, niepasteryzowany ser dla kota na lunch i soczki zamiast chemioterapii. Witaj w Kalifornii. Tylko przypadkiem się nie przyznawaj, że zamiast naturalnego porodu w środku lasu wybrałaś porodówkę.

Autorka skomentowała swoje podsumowanie, zapewne niechcący, cytując Marka Twaina, który pisał, że nie życzy sobie, aby mu ktoś dyktował, czy pójdzie do indiańskiego szamana, czy do doktora nauk medycznych po Yale. I na tym fragmencie chciałbym się skupić. Na prawie do wyboru, na dostępie do informacji, która umożliwia dokonanie wyboru zgodnego z własnym przekonaniem i świadomością.

Rozumienie rzeczywistości, które emanuje z tego artukułu, zilustrował udanie pan Kacper Kieć, oddając sugestywnie to co się działo w umyśle autorki podczas pisania tego artykułu. Nie wiem, czy to jest kwintesencja rozumienia tego problemu, przez światłe grono redaktorskie, czy ukłon w stronę statystycznego czytelnika, który tak odbiera ów problem, czy też wytyczne, jak czytelnik powinien na ten problem patrzeć.

Ze sposobu formułowań zdań, zakładałbym, że idzie o wpłynięcie na czytelnika, aby ten, broń Boże, nie traktował tego zjawiska inaczej, aniżeli jako chwilową modę, bo w naszym światłym narodzie obowiązujący przykład medialny to Madzia z Brzeznej i nowosądecki szaman, a chętnie zapomnielibyśmy o pavulonie i aferze “łowców głów”. Tymczasem nie idzie o wzorce medialne, tylko dostęp do rzeczywistej informacji. Ta już nie jest taka jednoznaczna. Sugerowanie, że Steve Jobs, żyłby dłużej, gdyby nie zaufał sokom jest wzięte z czapy. Medycyna zachodnia ma tutaj sukcesy umiarkowane. Ale wszyscy chcielibyśmy, aby było lepiej, jednak jest, jak jest i ta właśnie informacja winna być dostępna. Właśnie ta elita ma dostęp do informacji z wielu źródeł, przecieków z wyników badań, wiedzą jak się kreuje medialną rzeczywistość i może dla nich “szaman” w lesie jest bliższy realności niż “szaman” w kitlu.

Być może niewiele osób zwróciło uwagę, na następujący problem. Firmy farmaceutyczne badają jakowąś roślinę, wytwarzają z niej środek skuteczny w leczeniu jakowegoś schorzenia. Środek taki przechodzi szereg badań klinicznych, jest patentowany i sprzedawany. Ale nie wiemy, na ile jest on skuteczniejszy od prostych ekstraktów, naparów, czy odwarów dokonanych z danej rośliny, czy jej części. Kto ma interes w publikowaniu takowych badań? Być może różnice są nieistotne statystycznie, w przeciwieństwie do ceny… Dobrze więc, że pojawiają się próby analizy tego problemu.

Pobłażliwe sformułowania mędrków: zioła nie zaszkodzą, ale też nie pomogą, na pewno są nie do przyjęcia dla elity, podobnie, jak nieustanne gadanie o placebo bez próby zrozumienia tego zjawiska. Po prostu są to slogany marketingowe, które zrobiły karierę. Mogę podać inne, równie ważne: LOT-em bliżej, Cukier krzepi, Takie rzeczy to tylko w Erze…, ale chyba żaden myślący człowiek nie będzie ich traktował, jako argumentu w myśleniu, a już na pewno nie należy się tego spodziewać po elicie intelektualnej.

Wrócę jeszcze na moment do skrótu autorskiego, spróbuję zrobić krótki glosariusz, tłumacząc znaczenia lekceważących terminów.

Ziółka z China Town Zioła przepisywane wg zaleceń medycyny chińskiej, ale być może także tybetańskiej. Temat bardzo rozległy. Proponuję poczytać choćby na temat Cordyceps sinensis, aby zobaczyć, że nie wypada się byle jak wypowiadać na ten temat.

Soczki zamiast chemioterapii Dieta Gersona. Obecnie na naszym rynku księgarskim dostępna jest pozycja Cud Terapii Gersona. Nie lubię “cudownych” tytułów, ale opis historii Maksa Gersona jest bardzo ciekawy.

Niepasteryzowany ser Nie zrywaj z kulturą. Żywa kultura wzbogaca nie tylko jogurt. Taki spot reklamowy widzieliśmy w TV. Ale wiele osób uważa, cienko jest z tymi żywymi kulturami w przetworach mlecznych.

Naturalny poród Otóż niektórzy za część swojego naturalnego otoczenia uważają także otaczające ich drobnoustroje. W warunkach równowagi stanowią one też naszą ochronę. Noworodek kładziony na brzuchu matki to nie zabobon. Ze skóry matki przechodzą drobnoustroje, które kolonizują skórę noworodka, w mleku matki pojawia się siara. Właściwie lepiej jest, kiedy jest jeszcze gorzej. Dziecko przeciska się przez pochwę i jego skóra jest kolonizowana przez specjalnie na to wydarzenie przygotowujące się bakterie, po drodze coś zostanie także w ustach noworodka i posłuży do kolonizowania jelit. Rozumiem, że autorka uważa istnienie drobnoustrojów za stan niedopuszczalny i jedynie sterylność jest w stanie zabezpieczyć noworodkowi właściwy rozwój.

>> Home