Gdzie studiować informatykę?

Onegdaj na piwnym spotkaniu, na którym był między innymi Tomek Barbaszewski, Darek Puchalak, ale także studenci informatyki pracujący już w firmie komputerowej, padło z ust Tomka stwierdzenie, że studenci błyskawicznie się orientują, czy coś jest dla picu, czy na poważnie. Nie wiem, czy tak jest, swego czasu, kiedy musiałem chodzić na zajęcia z Ekonomii politycznej to wszyscy wiedzieli, że to dla picu, ale teraz sytuacja jest inna. No tyle tylko, że wieści się szybciej rozchodzą, a wpuszczane w sieć są właściwie nieśmiertelne.

Z ciekawości zrobiłem rozeznanie wśród pracujących studentów informatyki, w jaki sposób wybierali studia informatyczne, o ile nie było to dziełem przypadku. Ogólnie to było różnie, ale dało się z tego wyprowadzić kilka ogólnych zaleceń, które nie tyle wskazują na uczelnię, co na potencjalną fachowość po zakończeniu studiów. Prawdę powiedziawszy byłem zaskoczony, że tak szybko uzyskałem potwierdzenie tego, co mówił Tomek. Otóż jeżeli pominiemy mechanizmy ekonomiczne, które w wielu wypadkach są decydujące, to ci młodzi ludzie stosowali się do takich zasad:

  1. Kadra jest najważniejsza. Trzeba się rozeznać, czy wśród kadry są praktycy, którzy zajmują się informatyką zawodowo. Jaki jest ich udział w decydowaniu o charakterze studiów. Idzie bowiem o to, że namnożyło się informatyk, gdzie wykładają specjaliści od silników, żurawi, matematycy, fizycy, technolodzy spożywczy, etc. A zasada jest prosta, murarz domy buduje ....
  2. Czy kadra ma powiązania z praktyką, biznesem informatycznym certyfikaty przemysłowe, wszak języki programowania, technologie rozwijane są teraz głównie w firmach, one są źródłem autorytetu fachowego, wypadałoby mieć jakoweś potwierdzenie tego autorytetu dla siebie w postaci jakowychś certyfikatów. Zażartowałem, że bywa tak, że inżynierem systemowym jest humanista, który nie wie co to jest fala stojąca, na co dostałem odpowiedź, że częściej mieli do czynienia z ludźmi, którzy co prawda wiedzieli co to jest fala stojąca, ale nie wiedzieli, gdzie "stoją" serwery, na które trzeba się było zalogować, aby prowadzić zajęcia, więc programowali na papierze.
  3. Czy uczelnia utrzymuje, czy rozwija jakoweś własne projekty informatyczne. Jeżeli nie prowadzi żadnych projektów, nie rozwija żadnych własnych pomysłów informatycznych, nawet pocztę wypycha do Google czy Microsoft, to nie znajdzie się tu ani zrozumienia dla informatyki, ani fachowców, bo inaczej nie trzeba byłoby się uciekać do oferowania studentom tego, co i tak mają, bo konta tam ma każdy bez łaski.
  4. Czy istnieją studenckie projekty informatyczne wspierane przez uczelnię. Na to zasadniczo mają czas tylko ci, których utrzymują rodzice, ale bywa, że pojawi się pomysł na coś ciekawego, ale nic się nie da... studenci się składają na jakowyś serwer na OVH. No, może to i dobrze, nikt się potem nie może czepiać. Tak, czy owak projektem można się pochwalić na rozmowie o pracę, traktowane to jest bardzo poważnie.

Zasadniczo uwagi wydawały mi się sensowne, ale jak takie elementy sprawdzić w praktyce. Okazało się, że metodyka jest prosta. Zaczyna się od sprawdzenia kto prowadzi zajęcia, a resztę można wycisnąć z google. Bo google wie wszystko, publikacje, projekty, firmy. Ponoć wystarczy kwadrans na osobę, by sobie wyrobić zdanie. Bywa, że trafi się na jakieś pseudo prowadzącego, wtedy wiele informacji jest na forach. Jak na inwestycję w przyszłość, bo czym są tak naprawdę studia, kwadrans poszukiwania w googlach nie jest dużym kosztem.

Na moje stwierdzenie, że ludzie się zasadniczo dzielą na samouków i nieuków, więc wiele rzeczy można przecież zrobić samemu dostałem odpowiedź, że informatyka, która daje pracę jest praktyczna i obserwując fachowca można się wiele nauczyć, a niestety bywa tak, że patrzenie na szamocącego się z rzeczywistością prowadzącego dyskredytuje całość zajęć bo sprawia wrażenie, że to ktoś z łapanki instytutowej prowadzi zajęcia, szkoda czasu. Potem oczywiście jest problem z zaliczeniem bo prowadzący musi sobie podnieść autorytet, ale ogólnie to szkoda czasu na takie zabawy. A w rankingach uczelni trzeba patrzeć na ocenę pracodawców oraz ocenę konkretnego wydziału, bo to ma znaczenie przy szukaniu pracy, no chyba, że ktoś chce pracować na uczelni.

Pomyślałem sobie, o tym, że uczelnie w ramach ustawowych obowiązków mają teraz utrzymywanie jakowegoś kontaktu z absolwentami, aby mieć to sprzężenie zwrotne, ale zasadniczo to trudno go wykorzystać. Przy tak dużych zmianach na rynku informatycznym jedynie udział w realnych projektach informatycznych gwarantuje choćby luźny związek z rzeczywistoscią biznesową, w której potem przyjdzie pracować absolwentom. Ankiety dla absolwentów są mało istotne, ich już weryfikuje rynek.

Dąbrowa Szlachecka, 5 stycznia 2014 r.
Strona główna
Ranking uczelni 2013
Jakich fachowców szukają firmy?