Kryzys medycyny?
Media rozkrzyczały się informacjami o przeciwskuteczności chemioterapii. Informacje te można znaleźć wszędzie, ale zadziwiający jest brak refleksji nad tym, co to właściwie oznacza. Oryginalna praca jest do poczytania tutaj: http://www.nature.com/nm/journal/vaop/ncurrent/full/nm.2890.html Z ciekawością zerknąłem na portal http://hematoonkologia.pl/chemioterapia/index/id/11-chemioterapia/, aby się zorientować, jak te informacje wpłynęły na “świadomość” lekarzy onkologów. I co czytam (dostęp 3 września 2012 roku):
- Pojedyncza chemioterapia zabija tylko niewielki odsetek komórek nowotworowych, dlatego też potrzebne jest powtarzanie leczenia aby zabić je wszystkie. Schemat chemioterapii powtarzany jest najczęściej jak to możliwe aby zmniejszyć wzrost nowotworu, zapobiec powstawaniu oporności komórek nowotworowych i uzyskać jak najlepsze rezultaty.
- …..
- Dzięki badaniom klinicznym wiemy jak często powinno się stosować chemioterapię aby zabić jak największą liczbę komórek nowotworowych i jednocześnie zminimalizować skutki uboczne. Ilość cykli zależy od takich czynników jak zaawansowanie choroby, typ choroby, rodzaj przepisanych leków, osiągniętej odpowiedzi na leczenie oraz dotkliwości skutków ubocznych.
A problem jest poważny. Jak to się udało, że “dzięki badaniom klinicznym” nie dostrzeżono co się dzieje w drugim etapie chemioterapii. Z doniesienia wynika, że to nie jest problem marginalny, to właściwie reguła. Dlaczego to nie zostało wychwycone? Przecież ta terapia powinna być przeciwskuteczna.
Nie szukałbym tutaj inspiracji spiskowych i działania korporacji farmaceutycznych. Wydaje mi się, że zawiniła metodologia medyczna, a przede wszystkim kompletny brak zrozumienia czym jest placebo, a właściwie czym może być. Wielu homeopatów, którzy w badaniach usiłują odizolować efekty działania środka homeopatycznego od neutralnego, wie, jakie to trudne. Stąd choćby niezbędna mnogość dodatkowych danych, na poziomie psychicznym.
Tymczasem w głównym nurcie medycyny konwencjonalnej placebo traktowane jest jako w miarę stały artefakt pomiarowy, a to jest grube nieporozumienie. Tak jest niestety w wiekszości badań medycznych. Ale placebo nie jest artefaktem, to potężna siła, która może działać zarówno leczniczo, jak i destrukcyjnie. Wydaje mi się, że do tej pory przejawiała w chemioterapii swoją milszą stronę, ale teraz pokaże swoje gorsze oblicze. Ludzie czytają artykuły w internecie, nagłówki wszędzie informują, że chemioterapia nie działa, że w 9 przypadkach na 10 drugi etap powoduje stymulowanie rozwoju tkanki nowotworowej, nie trzeba mieć dużej wyobraźni, aby się zorientować co to znaczy.
Szkoda, że wykorzystując stosowaną także w homeopatii metodę podwójnie ślepej próby nie doceniono doświadczeń homeopatów, że te informacje trzeba jeszcze nanizać na pewien szkielet, scenariusz typowych reakcji danej osoby.
Męczy mnie to jednak nadal. Z artykułu wynika, że ekspresja WNT16B była obserwowana w przypadku różnych komórek nowotworowych. Czy jednak nie powinno to być zauważone wcześniej? Czy aby edukacja medyczna nastawiona na procedury, walkę - jak na polu walki, bez głębszej refleksji, bo na polu walki nie ma na to czasu, ani miejsca - nie powoduje zbytniego zagięcia horyzontu myślowego i podobnie, jak w przypadku wojska nie trzeba wprowadzić “cywilnej kontroli nad medycyną”?