Mącenie homeopatii

2004/10/15

Categories: medycyna Tags: homeopatia dziennikarstwo manipulacja

Table of Contents

Mącenie homeopatii

Zastanawiam się od pewnego czasu — i nie tylko ja — skąd się wziął taki szum wokół homeopatii. Począwszy od prasy codziennej, radia, telewizji, po tygodniki i książki. Wygląda na to, że proces ten nie jest przypadkowy. Argumentem popierającym moje podejrzenia jest wykorzystywanie pewnego schematu myślenia typowego dla działań marketingowych dużych firm. Ja określiłbym ten sposób myślenia etykieciarstwem. Idzie w nim bowiem o przyklejenie do produktu czy problemu właściwej etykiety. Tego rodzaju naklejki nie mogą zawierać za wiele treści i muszą być zrozumiałe dla przeciętnego oglądacza w kilka sekund.

Etykieciarstwo przylepia dobre etykiety swoim, a obcym, czyli złym, złe etykiety. Najbardziej podstępnym działaniem etykieciarstwa jest metoda nibyobiektywności. Polega to na tym, że jako eksperta od zagadnienia używa się kogoś, czyj interes jest przeciwstawny, więc prawdziwa obiektywność mogłaby narazić tego kogoś na rozdwojenie jaźni. Ekspert ten wszakże jest zwykle przekonany o racjach przeciwstawnych. Nibyobiektywność pozwala także na powoływanie się na opinię autorytetów, zwłaszcza moralnych, co do tematów i dziedzin zupełnie im obcych, w których ich autorytet jest nieznaczący.

Patrząc na homeopatię z tej strony warto mieć świadomość, że jej głównym przeciwnikiem jest przemysł farmaceutyczny. Homeopatia stawia w centrum procesu leczenia pacjenta i lekarza-homeopatę. To umiejętności homeopaty decydują o sukcesie — może on także w swoim zakresie produkować leki ponieważ lek w homeopatii jest dobrem wspólnym i jako takie nie może zostać opatentowany czy też zastrzeżony.

Popatrzmy w czyim interesie leży przesunięcie lekarza poza centrum procesu leczenia, wmówienie mu, że bez odpowiedniej aparatury leków najnowszej generacji nie jest w stanie pomóc nikomu. Homeopatia nie jest wrogiem medycyny współczesnej, zagrożeniem dla lekarzy, wręcz przeciwnie, jest w stanie przywrócić lekarzowi należne mu miejsce. Jest natomiast zagrożeniem dla przemysłu farmaceutycznego. Bardzo dobrze zrozumiał to Rockefeller — twórca imperium farmaceutycznego — konsekwentnie usuwając homeopatów z wszelkich wpływowych instytucji medycznych, ale jednocześnie lecząc się homeopatycznie. Jednak u nas przesuwanie lekarzy poza centrum leczenia zabrnęło już za daleko, niedługo będziemy mieli problem bo większość lekarzy, którzy potrafią pacjentowi przypisać coś innego poza tym, co zaproponował im ostatni przedstawiciel firmy farmaceutycznej wyjedzie za granicę.

Już te podstawowe informacje wystarczą, aby realnie ocenić obiektywność artykułów typu Homeopatia — prawda czy fałsz? jaki ukazał się w Gościu Niedzielnym z 17 października 2004. Stronę naukową reprezentuje tam Ks. Tomasz Jaklewicz, a~dla poparcia naukowości zamieszczona jest rozmowa z prof. Z. Hermanem, przewodniczącym Komitetu Terapii i Nauk o Leku PAN. Ks. T. Jaklewicz jako przykład leku homeopatycznego podaje wyciąg z wątroby kaczki (rozumiem, że ma na myśli Oscillococcinum) i trudno o gorszy przykład bo nie jest to środek homeopatyczny ale bardzo dobrze sprzedający się specyfik produkowany przez francuską firmę farmaceutyczną Boiron produkującą głównie środki homeopatyczne. Sam motyw wprowadzenia odwołania się do tego akuratnie środka jest też znaczący:

Wyliczono, że z jednej kaczki można wyprodukować leki wartości 20 mln dolarów

Dla mnie motywacja napisania tego artykułu jest finansowa…, na temat oryginalnego wkładu instytutów PAN-u w w światowy rozwój metod terapeutycznych nie będę się wypowiadał bo nie znalazłem na ten temat odnośników w międzynarodowej prasie naukowej natomiast ciekaw jestem źródeł finasowania badań tych ośrodków.

Nie jestem przeciwnikiem przemysłu farmaceutycznego, ale nie podoba mi się prywatyzowanie dobra wspólnego i sprzedawanie tego pod przykrywką własnych rozwiązań. Na rynku jest dziesiątki leków, w których jest ta sama substancja czynna natomiast nazwa handlowa zupełnie inna. Komu to służy? Pacjentowi? A nie uczciwiej byłoby tak, jak w homeopatii nazwać lek tak, jak nazywa się substancja czynna. A może te wszystkie nazwy, kolory, wymyślne pudełka to działania magiczne, które mają za zadanie zwiększyć efekt placebo? Dlaczego ta sama substancja w formie dla dzieci sprzedawana bywa w innych kolorach aniżeli dla dorosłych. Magia kolorów? Czyż nie prościej byłoby zrobić tak, jak w homeopatii — tylko proste formy leków, krople lub granulki (pastylki) cukrowe nasączane substancją czynną. Żadnych magicznych barw za dobór, których pacjent płaci w cenie leku.

Żal mi trochę, że to ukazało się w tym samym numerze co artykuł o Beczce — jest tam zdjęcie ojca Joachima Badeniego, który niegdyś prowadził wykłady na temat prac C. G. Junga. Po co ta dygresja? Ojciec Badeni znał prace Junga, a uczciwa krytyka wymaga znajomości rzeczy. Przypomina mi się też inny dominikanin, ojciec J. M. Bocheński przestrzegający przed nadużywaniem autorytetów, a dziennikarzy traktujący jako z definicji pozbawionych autorytetu wiedzy, bo piszących o coraz to innych tematach na zgłębienie, których trzeba miesięcy czy lat. Żal mi, że w ogóle w Gościu Niedzielnym, ale sytuacja jest podobna, jak w artykule w Rzeczypospolitej, w którym autor (również ze względów moralnych) radził się głęboko zastanowić czy można prochy Miłosza umieścić obok relikwi św. Stanisława. Nie przeszkadzało mu, że są tam prochy St. Wyspiańskiego, któremu życie skrócił syphilis, ani nawet to, że … nie ma tam prochów św. Stanisława…ważne, że idea była słuszna.

>> Home