Ogród jako taki

Lubię ogrody

Zawsze lubiłem, nawet jako wiejski chłopak, któremu trochę nie "wypadało" zajmować się kwiatkami, chociaż, jak najbatdziej "wypadało" zajmować się "poważniejszymi" roślinami. Kwiatki to była domeny kobiet... Może to dziwactwo mnie dopadło dlatego, że przeprowadziliśmy się na więś z Krakowa? Oczywiscie z tego okresu niewiele pozostało, ale tam gdzie kiedyś mieszkałem rosną jeszcze przytagane kiedyś przeze mnie różne kwitnące rosliny.

Jedna rzecz jest dla mnie z perspektywy lat ważna. Dostęp do informacji. Otóż wielu rzeczy nie potrafiłem zrobić ponieważ nie wiedziałęm jak, dotyczyło to np. szczepienia drzew i krzewów, sadzonkowania roślin w odpowiednim czasie, sposobu nawożenia. Teraz takie informacje można zdobyć bardzo szybko. Mnóstwo książek, INTERNET... potrzeba tylko czasu. Niestety, wydaje mi sie, że tego jest zdecydowanie mniej, niż wtedy, kiedy brakowało mi informacji. Może to jakaś stała zależność?

Kiedy wynajmowaliśmy mieszkanie na Dąbiu, w Krakowie, bardzo często chodziłem z chłopakami nadwiślanymi bulwarami. To był kawałek natury. Były też w pobliżu legalne i dzikie ogródki działkowe, niekiedy dewastowane przez osiedlową dzieciarnię z czystej głupoty. Tam było pięknie. Dwieście metrów dalej rozgrzany asfalt, tłuczące się tramwaje, a tu zakole Wisły, Białucha, pochylone wierzby i mnóstwo kwiatów.

Właściwie byliśmy skazani na posiadanie ogrodu. Przyjaciele wypatrzyli dla nas domek na wsi, jakoś zebraliśmy środki i w 1997 roku przeprowadziliśmy się do Dąbrowy Szlacheckiej. Ta letnia przeprowadzka na swoje to oczywiście był początek prac przy domu, trochę w ogrodzie... ale najważniejsze, że znaleźliśmy jakieś stałe miejsce z zielenią wokół.

Mamy teraz przy domy niespełna 50 arów ogrodu, teren urozmaicony bo od suchego w pełnym słońcu do wilgotnego w cieniu, poprzez wszystkie stadia przejściowe. Ziemia jest dobra, klasa IIa, jedyne czego brakuje to płynącej wody. Pomijam sezonowy strumyczek na granicy działki. Ogólnie wody brakuje w tym rejonie, ostatnie suche lata dały się tutaj mocno we znaki.

A najbardziej...

Co najbardziej lubię w ogrodach? Stare drzewa. Stare odmiany jabłoni, gruszy z wiekiem rozrastają się i umiejętnie pielęgnowane są w ogrodzie przydomowym niezastąpione. To jest ogród, który rodzi i zdobi. Żal mi, że ludzie bardzo często zaczynają przygotowanie do budowy domu od wycięcia starodrzewu owocowego - bo można - a potem na pustym placu stawiają dom otoczony iglakami. Bo owocowe trzeba pryskać, żeby było ładnie... "A wie pan, ekologia i te rzeczy..." Za dwadzieścia parę lat, jak dobrze pójdzie, niektóre wyrosną, nawet wysoko, bo szeroko nie mogą. Ponieważ bywa sucho, a glaki potrzebują wilgoci w powietrzu to trzeba je będzie raz od czasu deszczować, aby były w dobrej kondycji. Ale szkoda czasu i pieniędzy na wodę, więc wiele z nich padnie łupem przedziorków. No to trzeba będzie pryskać bo źle wyglądają... "No może to nie jest ekologiczne, ale niech pan popatrzy, jak to wygląda..."

Przy planowaniu ogrodów sprawdza się znane powiedzenie: Ludzie nie czytają, a jeżeli czytają, to nie rozumieją tego co czytają, a nawet jeżeli zrozumieją, to i tak szybko zapomną. Wszyscy czytali, że rośliny trzeba sadzić uwzględniając ich docelowy rozmiar. Nawet pewnie zrozumieli o co idzie. Ale niemal wszędzie rośliny cierpią na niedometraż. Nawet, jeżli tuż obok jest hektar ugoru. Ja też mam takowe miejsca.



Wszystkim entuzjastom ogrodów życzę
mniej ślimaków i nornic!
Dąbrowa Szlachecka, 20 stycznia 2008 r.
Strona główna Aktinidia Alle ogród Cyklantera Maca Ogród wiosną Chutney