Fotografie Vivian Maier

Różne opinie spotkać można w sieci na temat tych fotografii, ich autorki, jej życia... Pojawiły się książki, filmy, ale nie o tej otoczce chciałem napisać. Bo nie interesuje mnie, w tym momencie, rozkręcany wokół tych fotografii biznes kolekcjonerski, ale same zdjęcia. Otóż są one ciekawe, warte obejrzenia, także dobre technicznie.

Może komuś się wydać nieszczególnie zręczne to, że piszę o tej stronie technicznej, ale to w przypadku fotografii kolekcjonerskiej jest bardzo istotne. Ktoś, kto kupuje taką fotografię, chciałby, aby ona była trwała. Poza tym mam za sobą doświadczenia w posługowaniu się materiałami, które miały bardzo niską spektralną trwałość barw i po wystawieniu na światło, już po kilkunastu minutach można było zauważyć zmiany. To było frustrujące. W fotografii czarno-białej było zdecydowanie lepiej, ale nie łudźmy się - zły papier, zużyte odczynniki, słabe wypłukanie i po paru latach odbitka nie nadawała się do pokazania. Jakość techniczna, to wymóg podstawowy. Gdyby zdjęcia Vivian Maier nie były zrobione technicznie poprawnie, to by ich po pół wieku gwałtownie ubyło. Po prostu nie byłoby tych zdjęć. Z biografii wynika, że miała świadomość na czym polega profesjonalny warsztat fotograficzny od strony technicznej, nawet jeżeli sama nie obrabiała swoich materiałów, ponieważ zarabiając na życie, jako opiekunka do dzieci nie miała swojej ciemni fotograficznej.

Co mnie urzeka w tych zdjęciach

Rzeczywistość. Tak, po prostu świat przedstawiony na tych fotografiach. Ulice, wystawy sklepów, ludzie ze swoim życiem. Nie mam wrażenia, że ten świat na fotografii to coś wymyślonego, sztucznego. To kawałek rzeczywistości, takiej, jaką się jawiły lata pięćdziesiąte, sześćdziesiąte. Kawałek rzeczywistości ujęty z perspektywy lustrzanki dwuokiej Rolleiflex i obiektywu Tessar czy Planar. Jeżeli ktoś używał Tessara to potrafi dostrzec na zdjęciu pewne cechy tej optyki, podobnie jest z Planarem. To, że używany był aparat Rolleiflex oczywiście narzucało kompozycję w kwadracie. Średni format podparty bardzo dobrą optyką i techniczna poprawnością zaowocował mnóstwem szczegółów. Zdjęcia mają w sobie dużą siłę detalu, który jednak nie rozmydla motywu, ale podkreśla jego przestrzenność. Nawet duże nagromadzenie szczegółów nie jest męczące, jest częścią kompozycji.

Ktoś mógłby zapytać - po co ta wstawka o Tessarze, Planarze, obiektywach... Wszak rzeczywistość na zdjęciach jest taka, jak jaka jest i na to optyka miała mały wpływ. Otóż po trosze jest to czujność człowieka, który ma świadomość, jak bardzo świat przedstawiany na fotografii jest teraz zmanipulowany. Cyfrowa obróbka pozwala podejść do zdjęcia elastycznie. Ale im więcej tej elastyczności, tym mniej rzeczywistości. W rezultacie fotograf tworzy jakiś swój model tej rzeczywistości, który z sama rzeczywistoscią ma luźny związek. Np. nie można na podstawie takiej fotografii wnioskować, że to co się dzieje na obrazie w rzeczywistości miało miejsce. I dlatego ten ciąg technologiczny: film, obiektyw, wywołanie jest dla mnie elementem tej samej rzeczywistości, elementem obrazu. Mam wrażenie, że gdybym popatrzył na oryginalne zdjęcie mógłbym powiedzieć, jaki wywoływacz był stosowany.

To oczywiście nie wystarcza, aby się zdjęciami zachwycać. Henri Cartier-Bresson podkreślał rolę decydującego momentu. W dynamicznej przestrzeni ułamki sekund odgrywają istotną rolę, zmienia się układ elementów, czasem światło, praktycznie powstaje zupełnie inny obraz. Oczywiście pewne typy aparatów są przy takim wyborze bardziej wygodne niż inne. Henri Cartier-Bresson fotografował Leicą. Małoobrazkowy aparat, używany z wysokości oka jest w takich zastosowaniach wygodny. Nie można tak powiedzieć o dwuokiej lustrzance. Ma w tym względzie same wady i tylko jedna zaletę - nie podnosimy jej do poziomu oka zwracając uwagę otoczenia, że oto robimy zdjęcie... Proszę popatrzeć na tę fotografię, to bardzo dobry moment.

Zdjęcia barwne podobają mi się zdecydowanie mniej, może dlatego, że jakość materiałów barwnych w tamtym okresie była kiepska, mały obrazek nie dawał takiej dynamiki obrazu, ale np. to zdjęcie pokazuje myślenie czarno-białe z wprowadzeniem koloru.

Smutny dodatek o naszej rzeczywistości

Kiedyś profesor Raszewski w liście do Małgorzaty Musierowicz zachwycał się jej opisem jedzenia w jednej z jej powieści. Uważał, że nasza literatura nie zajmuje się takimi banalnymi, wręcz wstydliwie fizjologicznymi sprawami, jak jedzenie. Odnosząc to do obszaru fotografii - chętnie obejrzałbym tego typu fotografie z podobnych lat z ulic naszych miast. Oczywiście chciałbym, aby były też tak trywialnie poprawne technicznie...
Dąbrowa Szlachecka, 12 stycznia 2019
Strona główna